piątek, 15 listopada 2013

Bourjois x3, Revlon x1

Nie mogłam się powstrzymać żeby nie pokazać Wam Moich nowości w formie...
'HITÓW i KITÓW'.

Pierwsze wrażenie jak najbardziej przyjemny dla oka :-)

Bourjois healhy mix - korektor wokół, którego zrobiło się tak głośno.
Po tygodniu użytkowania.
Plusy: - ładnie pachnie,
- bardzo wydajny,
- zakrywa cienie - niestety na jakiś czas...,
- pięknie rozświetla,

Minusy:
- mimo przypudrowania szybko schodzi,
- 'mało intuicyjny' trzeba 'nauczyć' się go nakładać (ciut za duża ilość pod okiem może być dla Nas katastrofą),
- bardzo, ale to bardzo jasny,
- występuje tylko w dwóch odcieniach,
- opakowanie - (moje urojenie jestem zdecydowaną fanką korektorów w pędzelku),
- cena.

Revlon colorstay. Mój kolor - 220 natural beige do cery tłusta i mieszana.
Po tygodniu użytkowania:
Plusy:
- cały dzień utrzymuje się na mojej twarzy,

Minusy:
- Nie wiem jak producent mógł dopuścić do braku pompki!
- dla mnie mógłby być bardziej kryjący.
Brak pompki, lub po prostu innej formy opakowania skreśla go na całej linii! Brrr!

Bourjois loose powder (sypki puder)
Po tygodniu użytkowania:
Plusy:
- nie trzeba stukać i pukać żeby wydobyć produkt, aksamitny pyłek pięknie sam wylatuje,
- rozświetla (mat nie jest jak beton w proszku tylko daje Nam efekt aksamitu),
- neutralizuje tłustość kremów,
- matuje w bardzo delikatny sposób,
- nie wysusza,
- bardzo wydajny,
- ładne opakowanie.

Minusy:
na tą chwilę - brak :-)
Ładne, ale bardzo plastikowe pudełko.
Gąbeczki, które są 'załączona' nigdy nie używam ;-)
To odcień mojej siostry, ja posiadam numer 02 Rosy, który jest zdecydowanie lepszy hihi


A teraz dosłownie BUBEL stulecia!

Bourjois bronzing powder
Po tygodniu użytkowania:
Plusy:
- drobinki, które jakimś cudem absolutnie nie widać na twarzy,
- opakowanie na magnes - bardzo przypadła mi ta forma do gustu.Dodatkowo mały, poręczny, wszędzie się zmieści ;-)
- zdecydowanie wydajny,
- gdy jakimś cudem uda Nam się go perfekcyjnie nałożyć to śmiem twierdzić, że: jest bardzo trwały, nie ściera się, nie wysusza.

Minusy:
- absolutnie nie nadaje się dla osób z tłustą cerą. W ciągu dnia zrobi się Nam na twarzy marchewkowe pole w postaci plam,
- zapach czekolady? Owszem, ale starej, która leżała otwarta nie wiadomo ile czasu,
- trudno o naturalny wygląd opalonej skóry. Zamiast efektu 'muśnięcia słońcem' wychodzi po prostu MARCHEWA. Co najgorsze, tego efektu nie można załagodzić rozprowadzeniem,
- próbowałam aplikować go 'tysiącami' różnych pędzli, gąbeczek, a nawet moimi paluszkami - i NIC to nie dało ;-/,
- cena!

Nawet jeśli posiadałabym odpowiednią cerę dla tego bronzera to i tak bym go nigdy nie zakupiła ze względu na to, że aplikacja go zajmuje nam dobre parę minut, a Nam kobietą zdecydowanie zależy na czasie.
Tak prezentuje się na dłoni.
Ja posiadam bronzer o numerze 52.. Według mnie jest to zdecydowanie odcień dla osób o ciemnej karnacji, które uzyskają efekt 'muśnięcia słońcem'. Z ciężką formą aplikacji i plamami, które wytwarza już nic nie zrobimy...


A to Mój gratis. Używałyście może? :-)


To by było na tyle.
W weekend pojawi się wstępna notka na temat pielęgnacji ciała przed/w trakcie odchudzania na, którą serdecznie zapraszam :-)
Życzę udanej 'lektury' :-)

Pozdrawiam

Charlotte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz